Ostatnie wakacje spędziłem we Włoszech, przemieszczając się co dwa-trzy dni do innego miejsca. Jednym z moich przystanków było urocze miasteczko Levanto, położone tuż przy granicy Parku Narodowego Cinque Terre. Choć ten Park Narodowy i pięć przeuroczych miasteczek znajdujących się na jego terenie to główny magnes przyciągający tutaj turystów, ja odkryłem w tym mieście jeszcze jedną niesamowitą atrakcję, która postawiła mnie przed swojego rodzaju „próbą wiary”…
Droga próby
To miał być bardzo spokojny wieczór, po całym dniu zwiedzania Parku Narodowego. Była krótka drzemka, przepyszna pizza i domowe wino, a potem pomysł na mały, niewinny spacer. Początkowo spacerowaliśmy wzdłuż plaży, która jednak po jakimś czasie skończyła się na jednej ze skał. To właśnie wtedy zauważyliśmy niewielki tunel w skale i prowadzącą w nim asfaltową pieszo-rowerową ścieżkę. W tym momencie odezwała się „psiejskość” mojego charakteru i poczułem nieodpartą potrzebę sprawdzenia tego co będzie dalej. Pierwszy tunel był krótki, potem było miejsce wypoczynku z ławkami i pięknym widokiem na zatokę, a tuż za nim kolejny niezbyt długi tunel. Potem kolejne miejsce wypoczynku i…. kolejny tunel, ale już zdecydowanie nie krótki, choć o tym początkowo nie wiedziałem.
Kiedy idziesz drogą, której nie znasz, a na dodatek idziesz wydrążonym w skale tunelem i po przejściu pół kilometra dalej jesteś w tunelu, tak daleko, że nie widzisz już wejścia do niego, ale zarazem tak niedaleko, że nie widzisz jeszcze wyjścia – zaczynasz czuć się bardzo dziwnie. Trochę jakbyś trafił do podziemnych korytarzy złowrogiej Morii, z filmu „Władca pierścieni”. Atmosferę niepokoju dopełnia całkowita cisza, jakiej już dzisiaj się nie spotyka i uczucie chłodu, choć masz świadomość, że na zewnątrz jest gorący wieczór. Skóra zaczyna Ci cierpnąć na karku, a w głowie budzą skrywane demony. Stajesz więc przed zasadniczym pytaniem: iść dalej, czy zawrócić. Nic nie wiesz o tym tajemniczym miejscu, niczego się też w tym momencie nie dowiesz, bo w głębi skały jesteś odcięty od zasięgu sieci komórkowych. Nie masz więc wiedzy, a jedynie przeczucie, intuicję i wreszcie wiarę. Wiarę w to, że na końcu tunelu odkryjesz coś ciekawego i przyjemnego lub w to, że czeka tam to co złe i nieprzyjemne, a twój demon jeszcze szepcze Ci do ucha: „a może ten tunel nie ma żadnego końca?”
Test wiary
Kiedy tak stałem w tym cichym i chłodnym tunelu przypominało mi się pewne opowiadanie o dwóch wędrowcach i mieście. Szło ono mniej więcej tak:
Na skraju jednego z miast siedział starzec, do którego podszedł wędrowiec i zapytał go: „Jakie jest to miasto, do którego zmierzam”. W odpowiedzi starzec zapytał, a jakie było to, z którego przybywasz. Kiedy usłyszał, że pełne dobrych i życzliwych ludzi, a wędrowiec zostawił w nim wielu przyjaciół, starzec uśmiechnął się i powiedział: „To miasto jest również przyjazne i pełne życzliwych mieszkańców. Na pewno poczujesz się w nim bardzo dobrze.” Za jakiś czas do starca podszedł kolejny wędrowiec z pytaniem o to jakie jest to miasto, do którego się zbliża. Starzec ponownie zapytał podróżnik jakie było to, z którego nadchodzi. Kiedy usłyszał, że bardzo złe, nieprzyjazne i pełne złych ludzi bardzo posmutniał. Miał bowiem dla wędrowca bardzo złą informację: miasto do którego nadchodzi, będzie równie nieprzyjazne jak to poprzednie. Miasto jest bowiem miastem, żyją w nim i dobrzy, i źli ludzie. To co w nim odkryjemy i kogo spotkamy, zależy w dużej mierze od tego z jakim nastawieniem do niego przybywamy.
Teraz już wiedziałem co robić. Zdecydowałem się podążać dalej, z nadzieją, że koniec tunelu odkryje przede mną nowe ciekawe miejsce. Nie pomyliłem się, tuż za nim czekało na mnie kolejne piękne i przytulne miasteczko Bonassola. Tak bardzo przypadło mi do gustu, że następnego dnia wieczorem również je odwiedziłem.
A jaką decyzję Ty podejmujesz, stojąc gdzieś pośrodku swoich „życiowych tuneli” – idziesz dalej, czy zawracasz?
To wspomnienie z wakacji pisałem w towarzystwie bardzo oryginalnej herbaty owocowej Dynia i Kurkuma